Gaduła-pyskata

Ze względu na to, że mam coś do powiedzenia na każdy temat… cóż pogadajmy…

„Kochać inaczej…”

Z tym stwierdzeniem, spotykałam się już od kilku lat. Z tym, że tak naprawdę zastanowiłam się nad nim, dopiero teraz.

Co to, tak naprawdę znaczy? Najczęściej jest utorżsamiane z homoseksualizmem. Bo mężczyzna czy kobieta, darząca uczuciem inną kobietę czy innego mężczyznę – kocha inaczej…

Śmieszy mnie jednak to stwierdzenie… Bo jak można kochać ‚inaczej’? 

Inaczej od czego? Inaczej niż – całym sercem? Całą duszą? Bezgranicznie? Do utraty tchu? Umysłem i ciałem? Drżąc z podniecenia? Umierając z obawy? Bezwarunkowo….?

Miłość jest tylko jedna. Owszem, natężenie czy dojrzałość tego uczucia, może być zmienne w różnych stadiach naszego życie i dla różnych ludzi. Sama jednak miłość … jest po prostu miłością.

O ile MIŁOŚĆ, może być ‚po prostu’…

 

 

Pornografia czy nazywanie rzeczy po imieniu?

    Spotkałam się dziś z sugestią czy może raczej stwierdzeniem, które dało mi do myślenia. To było bardzo trafne niestety, spostrzeżenie. Nie uczyniło mnie, jednak szczęśliwą.

    A mianowicie, że moje rzeczowe, sugestywne, niemal ‚anatomiczne’- jak to zostało ujęte – opisy scen, mogą się spotkać z negatywnym odbiorem, jako wręcz ‚pornograficzne’

Hm…pomyślałam sobie. Jak w takim razie ludzie rozumieją pojęcie ‚pornografia’?

… i wyjątkowo całkiem nie jak ja… Nie pognałam do Google żeby szukać czy istnieje stosowna definicja. Na bank się założę, że tak. Postanowiłam podejść do zagadnienia jak każdy inny, czyli nie trudząc się rozkminianiem dylematu. Tylko własnym wyciąganiem wniosków, oczywiście bazujących na własnych niezachwianych wierzeniach…

I otóż, do jakich wniosków doszłam; a mianowicie, że w takim razie wszyscy ‚uprawiamy’ pornografię na porządku dziennym – czy nocnym raczej ( a przynajmniej ci szczęśliwcy, którzy faktycznie ten seks uprawiają).

Przecież rozbieramy się, dotykamy, pieścimy różne części ciała i ci wybrani szczęśliwcy, którzy na fakcie mają na to czas, miejsce, energię i pasję – łączą swe ciała w jedno. Być może niezastąpiona od wieków historyjka ‚o pszczółkach i kwiatkach’ ma pewne zastosowanie. Myślę sobie jednak, że chyba powinien nastąpić w naszym życiu moment, kiedy dorastamy do ‚dorosłej’ wersji. Inaczej nie wyobrażam sobie, na czym miałby polegać nasz rozwój? Na wierze, że nie powinno się nazywać rzeczy po imieniu! Bo penis to wstydliwa dolegliwość mężczyzn a pochwa kobiet? A może seks? Nie ważne, że miliardy ludzi go dziennie uprawiają i założę się o mój pierwszy milion, że nie zamierzają przestać…?

Pornografia to w takim razie zbliżenie dwojga (lub więcej) ludzi bez wstydu i udawania, że powinno się mieć poczucie winy, z powodu cieszenia się aktem. A przynajmniej tak wyobrażają to sobie ludzie. Wszyscy to robią, ale udają, że tak nie jest. A może tu chodzi o głośne mówienie o tym? Z miejsca nasuwa mi się pytanie – jak wielu ludzi tak naprawdę cenzuruje swoje myśli? Czy posługuje się nazewnictwem zastępczym? Wątpię… 

Era, kiedy kobieta leżała z zaciśniętymi zębami i udami, z koszulą nocną zarzuconą na głowę. Z niemal ubranym mężczyzną leżącym na niej i spełniającym swoje obowiązki małżeńskie. W poczuciu dobrze wypełnianej powinności, minęły mam nadzieję bezpowrotnie.

Nie nauczyliśmy się jednak nadal, że nasze ciała, seksualność i potrzeby, to nie powód do wstydu. Nie musimy wypierać się samych siebie. A jednak to robimy. Być może już nie tak jak kiedyś, ale teraz z kolei szala przechyla się w drugą stronę. Zamiast promować seks, nasze ciała i potrzeby, jako normalne i naturalne, robimy z nich wynaturzone zboczenia.  

Nie wiem, co gorsze? Niedoinformowanie i spaczanie, zwłaszcza młodych umysłów. Zawoalowanymi aluzjami, wprowadzającymi konfuzję w ich rozwijających się umysłach, ciałach i emocjach. Czy większą szkodę się wyrządza, wmawiając im, że nazywanie rzeczy po imieniu, tak jak naprawdę są i czym naprawdę są, jest pornografią?..

Nie pojmuję że wulgaryzmy i naprawdę szkodliwe zachowania, za to są pomijane milczeniem i bagatelizowane…    

                         

       

            Pseudonim czy nazwisko?

Właśnie czytałam kilka ciekawych wypowiedzi na temat czy publikować pod własnym nazwiskiem czy raczej użyć pseudonimu. Cóż… opinii jak zwykle było wiele. Właściwie tak wiele opinii jak wypowiadających się. I dobrze. Nie mówię że nie! Problem z tym że kilka z nich po prostu zjeżyła mi włosy na karku. Między innymi czy chcemy aby wszyscy nasi znajomi wiedzieli o tym że wydajemy książkę? Ludzie! To co wy chcecie publikować? Nie publikujcie czegoś, czego później macie się wstydzić! Z drugiej stronu, jeśli udało ci się to wydać to prawdopodobnie nie może być takie beznadziejne jak w duszy sobie wyobrażacie…Po za tym, jeśli nie możesz liczyć na wsparcie i pomoc znajomych… może czas zmienić znajomych?
    Druga rzecz która mnie zirytowała to sugestia że wybierając pseudonim, możemy w przyszłości udawać że nie opublikowaliśmy czegoś co się za nami ciągnie. Wszystko możemy zacząć od nowa. W końcu gusta się zmieniają. Noooo… tak. Z tym że jak można publikować coś pod pseudonimem z którym się nie utożsamiamy w jakiś sposób? W końcu to jak wyrzekanie się kawałka siebie. 
  Na koniec najlepsze 😉 : Polacy chętniej czytają zagranicznych autorów! No i nie dziwne że czytają! Oczywiście że czytają! W porównaniu do tego co dają nam, udostępniają i pozwalają czytać w Polsce to raczej oczywiste że wolimy zagranicznych pisarzy. Nie oszukujmy się. Jeśli chodzi o prace autorów, np. anglojęzycznych, nasi autorzy to niewinne jagniątka. Żal mi tych co nie mogą czytać po angielsku…
Więc proszę bardzo! Wybierajmy pseudonimy o brzmieniu obcokrajowym. Jeśli to pomoże nam w odniesieniu sukcesu…jestem jak najbardziej za!

Najlepszy dzień wakacji…? Moment w którym mogłam wyłączyć budzik…

 

 Skazani na; wartościowe książki i dobry gust literacki.

Właśnie znów buszowałam po internecie w poszukiwaniu portali, artykułów, blogów … notek chociaż. O interesującej mnie literaturze… czyli takiej którą sama tworzę, którą kocham czytać, ewentualnie zbliżoną. I biorę tu pod uwagę kryteria takie jak :  Dobrze napisane, lekkie, przyjemne, zrozumiałe, nie popychające cie do popełnienia samobójstwa już przy pierwszym rozdziale…

I co? I nic…Owszem natrafiłam na kilka interesujących recenzji, kilka portali zajmujących się publikowaniem książek i ebooków, ale nigdzie, absolutnie nigdzie, nie znalazłam opowiadań czy publikacji, na temat gejów ( i używam tego stwierdzenia tylko dlatego że to krócej niż mężczyźni zakochujący się i uprawiający seks z mężczyznami 😉 niedobra Aga, niedobra). Tak czy inaczej, Polacy chyba rozwijają się wolniej niż… reszta świata. A że, nie mam wiele oczekiwań, w stosunku do przeciętnego, szarego człowieczka. To chyba nawet nie jestem zbyt zaskoczona. Nie, żebym nie dawała, każdemu równej szansy, na rozwój… absolutnie.

Artykuły które przeczytałam były co najmniej depresyjne. Pomijając kilka świetnych najczęściej Top 10 Amerykańskich bestsellerów, naszych rodzimych dzieł…nie stwierdziłam…

Och, jest mnóstwo wysoce polecanych przez naszych krytyków dzieł. Ależ owszem. Tylko problem z tym że szkoda naszych ciężko zarobionych pieniędzy, aby po prostu zasnąć nad polecanym dziełem, gdzieś tak pomiędzy tytułem a numerem ISBN. I to wszystko na stronie tytułowej. Nasi wspaniali polscy autorzy jednak, dzielnie bronią, swojego ciepłego miejsca w polskiej literaturze i społeczeństwie. To co że nikt nie rozumie o czym piszą? Po prostu ich dzieła są zbyt wysublimowane dla przeciętnego szaraczka. To zwyczajnie my nie dajemy rady. Czyli społeczeństwo i czytelnicy. Pomijając ten maleńki fakcik że to obraża naszą inteligencję, to na dodatek mydlą nam oczy stwierdzeniami jak; wartościowe książki i dobry gust literacki (czytaj: za długie, niezrozumiałe, nudne i opowiadające o rzeczach nas nie dotyczących, nieistotnych a przy tym – nieatrakcyjnych). Zwyczajnie jeśli się z nimi nie zgadzasz to się nie znasz. Może i nie… Ale ja to przynajmniej z wyboru. Kiedy ostatnio próbowałam, tej literatury z górnej półki, czułam jak mi tętniak rośnie.

Wydam moje książki choćby dlatego że żal mi tych wszystkich, którzy nie wiedzą gdzie szukać lub którzy nie potrafią czytać po angielsku. Mam nadzieję że przyprawię jakiegoś strasznie ważnego krytyka o … tętniak 😉 

6 thoughts on “Gaduła-pyskata

  1. Zgadzam się z wszystkim co przeczytałam powyżej 🙂

    Ja osobiście wolę czytać zagranicznych autorów, bo ci w polsce… Szkoda gadać.
    Nazwisko moje też jest wymyślone, angielskie, lecz bardzo podobne do Polskiego.

    Dzięki ;D

  2. Ten, kto określił Twoją Twórczość (względnie: opisy) pornografią, zaspał chyba w poprzedniej epoce… lub jeszcze poprzedniej. Miłość fizyczna to jedna z najpiękniejszych możliwości zbliżenia się dwojga ludzi, dlaczego zatem o tym nie pisać? Hm… że niby się o GEJÓW rozchodzi (zdecydowanie wolę gej niż homoseksualista lub inne, o których tutaj nie wspomnę)? ‚Żyj i daj żyć innym, kochaj i pozwól innym kochać i być kochanym!’ Pornografia? Jeśli autor tego złośliwego komentarza nie odróżnia porno od literatury, to współczuję, naprawdę szczerze, taki już chyba nigdy nie otworzy oczu…

    • Tak się składa iż komentarz ten był -wierze- iż w dobrej wierze uczyniony. Więc mnie nie zdenerwował tylko dał do myślenia. Pan D był bardzo miły dla mnie i służył wsparciem.( serdecznie pozdrawiam) Tak się składa iż, dostrzegł problem w postaci -opinii czytelników-. Nie wiem czy uda mi się tą opinię obalić. Zamierzam jednak próbować. Wierzę w powiedzenie i tu się pewnie cała masa obrazi że ; „Każdy ma prawo być idiotom- nie powinien jednak nadużywać przywileju”. 😉

Dodaj odpowiedź do lolo Anuluj pisanie odpowiedzi